Skituring – zawartość plecaka

Skituring – zawartość plecaka

Odpowiednie wyposażenie – zaraz obok umiejętności właściwego korzystania z niego – pozwala nie tylko na przyjemne korzystanie z uroków skituringu, ale przede wszystkim zapewnia nam bezpieczeństwo. Oglądając zdjęcie zestawu sprzętu, wykonane pod kątem wykładów i szkoleń które prowadzę, dochodzę do wniosku że praktycznie każdy element ekwipunku widoczny na nim wnosi coś do tego czynnika bezpieczeństwa. To z kolei jest świetny argument aby napisać parę słów na temat wyboru, przeznaczenia i użytkowania proponowanego zestawu – zapraszam do lektury.

To, co widzicie na zdjęciu, stanowi subiektywną propozycję pakowania plecaka na typową turę tatrzańską. Nie wszystkie przedstawione elementy są dobrane optymalnie, co postaram się omówić i wyjaśnić w tekście.

Narty, foki, buty i kijki

Zacznijmy od tego, co jest podstawą dla poruszania się na nartach. Prezentowany zestaw możemy śmiało określić jako freetourowy: narty o talii 90 mm, wiązania pinowe ze skistoperem i dość rozbudowanym bezpiecznikiem, buty lekkie, o dużej ruchomości cholewki ale i wystarczająco sztywne aby nad taką nartą zapanować. Po kolei o tym konkretnym sprzęcie:
narty to Majesty Werewolf w wersji drewnianej o długości 175 cm. Sama narta nie jest najlżejsza (ok. 1650 g w tej długości), co było moim świadomym wyborem – wyżej stawiam sztywność, sprężystość i solidność desek nad oszczędność wagi. Przy moim wzroście (178 cm) te dość krótkie narty z dużym rockerem są raczej nerwowe, po przesiadce z K2 Coomback (102 mm i 181 cm – realnie nawet więcej) tęsknię czasem do stabilności tamtych. Z drugiej strony zwinność w stromym terenie jest sporą zaletą Werewolfów. Gdyby miały nieco krótszy rocker, mógłbym śmiało powiedzieć że te idealny skiturowy allrounder.
foki firmy Colltex, mixy (70% moher, 30% nylon) z ramką na przód oraz haczykiem na taśmie z tyłu. Wytrzymały setki dni narciarskich bez wymiany kleju – naprawdę fajny wynik. Mogę szczerze polecić – niestety modelu nie pamiętam.
wiązania ATK Raider 2.0 12 – sporo o nich pisałem tutaj, mogę jedynie powtórzyć że przy swojej wadze, wyposażeniu i wygodzie obsługi to jest strzał w dziesiątkę. Bardzo dobrze pasują do charakteru Werewolfów.
buty: Scarpa F1 2.0. Szerzej o tych butach możecie poczytać np. na Wildsnow. Dlaczego akurat ten model? Zacznijmy od tego, co nie podlega dyskusji: szerokość stopy. Buty konkurencyjne w tym segmencie (Dynafit TLT 5, 6, Atomic Backland, La Sportiva Sideral etc.) zupełnie nie mogły dogadać się z moimi nogami – a to jest niestety ważniejsze niż parametry techniczne. Szczęśliwie Scarpa F1 również pod względem rozwiązań, wagi i sztywności nie zawodzi. Mój but w rozmiarze 27 waży ok. 1250 g (Scarpa ma jeden rozmiar skorupy dla rozmiaru 26,5 i 27), deklarowany flex w granicach 90 i można śmiało powiedzieć że są sztywne. Oczywiście nie jest to flex z butów zjazdowych, raczej “ściana” – brakuje progresji. Ruchomość, po przesiadce z nieco starszych technologicznie butów Black Diamond Slant, zachwyciła mnie. To nie jest but do biegania, ale lekkość i zasięg pracy cholewki dla mnie są naprawdę fajne. W szczególności dobrze mi się w nich wspina, powiem nawet że w lodzie lepiej niż w miękkich Scarpach Phantom. Dodatkowym atutem jest szybkość obsługi. Żadnego wkładania i wyjmowania języka! Dokręcamy BOA (rozwiązanie w moim odczuciu znacznie precyzyjniej dopasowujące docisk niż klamry), zapinamy klamrę dużego rzepa i opuszczamy blokadę z tyłu cholewki. Zajmuje to mniej niż 10 sekund, co jest ogromną zaletą nie tylko na zawodach czy wyrypach wymagających sprężnego działania, ale także w kiepskich warunkach pogodowych.
kijki Black Diamond Trail Sport 2. Kupiłem je za kilkadziesiąt złotych na promocji, po tym jak połamałem stare trzyczęściowe, dość drogie kije – spisują się świetnie. Od kijów wymagam dużego talerzyka, przedłużanego chwytu i opcjonalnie regulacji długości czy też możliwości składania. Kijki łatwo zniszczyć – szkoda pakować większą kasę w tę część wyposażenia. W moim modelu brak przedłużanej rączki, więc dorobiłem ją sposobem wykorzystywanym w dziabach – wykonałem owijkę z dętki. Można też zastosować taką do kierownic szosowych lub rakiet tenisowych.

Plecak

Na zdjęciu widoczny jest plecak wypornościowy Float 32 firmy Backcountry Access (BCA). Model sprzed około 6 lat, o pojemności pozwalającej na spakowanie się na kilkudniowe wyjście w góry z noclegiem w schroniskach, przy odrobinie starania także na lodowiec. Sporą wagę (ok. 3 kg łącznie z systemem) rekompensuje fajnym wyposażeniem: osobna kieszeń na ABC, osobna kieszeń na gogle, siatka na kask, możliwość troczenia dwóch dziab, kieszonka na drobiazgi, paski kompresyjne, wygodne szelki i pas biodrowy, kieszonka na pasie biodrowym. Obrazu dopełnia przyzwoity system diagonalnego troczenia nart. Wstępną kwestią przy wyborze plecaka jest pytanie: system wypornościowy czy zwykły plecak? To jest zagadnienie na dłuższy tekst, więc w skrócie powiem tyle że obecnie używam plecaka wypornościowego jako mojego podstawowego w góry w których występuje zagrożenie lawinowe. Jaki konkretnie system i który plecak wypornościowy w danym systemie? Odsyłam do artykułów Łukasza na plecakilawinowe.pl.

Werewolf to popularna narta wśród moich znajomych – od lewej dwie pary w odchudzonej wersji CLT, kolejne trzy klasyczne drewniane. Poniżej wybór plecaków lawinowych: trzy egzemplarze Mammut RAS Pro 3.0, nowy model Black Diamond Jetforce i omawiany BCA Float 32.

ABC

ABC, czyli święta trójca lawinowa: detektor, łopata i sonda. Podobnie jak w przypadku plecaka, całość amerykańskiej firmy BCA:
detektor to dość stary model Tracker 2. Posiada 3 anteny, jednak w stosunku do najnowszych modeli brak mu markowania oraz trybu group-check, czyli dwóch funkcji będących aktualnie standardem. Jego wadą jest również kontrowersyjnie rozwiązany tryb auto-revert (funkcja automatycznego przełączenia z trybu odbioru do nadawania w celu umożliwienia odnalezienia ratownika zasypanego w lawinie wtórnej), który musimy włączyć przy każdym uruchomieniu detektora. Poza tym urządzenie posiada kluczowe zalety: solidność i prostota działania. Reasumujac, jest to fajny sprzęt dla specjalisty, który ma bardzo dobrze opanowaną jego obsługę. Wybór detektora i różne rozwiązania stosowane w modelach dostępnych na rynku to również materiał na dłuższy tekst, więc krótko polecę szukanie modeli trzyantenowych z markowanie i funkcją group-check.
łopata to solidny model Traverse EXT. Spora szufla, wydłużane stylisko, solidna konstrukcja bez oszczędności na wadze.
sonda o podobnej charakterystyce – Stealth 240. Sonda aluminiowa, z bardzo wygodnym systemem blokowania na lince stalowej. Solidna, nie najlższejsza. Można powiedzieć, że jedyną wadą jest długość – 240 cm to minimum. Aktualny model ma podziałkę głębokości zasypania, która jest istotną cechą.

Nowoczesne detektory, na których szkolimy w KW Kraków. Kupując nowy sprzęt, warto zorientować się co teraz jest na topie – technologia idzie do przodu.

Czekan

Wprowadzając na rynek modele Ride i Gully, firma Petzl rozbiła dominację Campa w kategorii czekanów skiturowych, i to z przytupem. Wybrany przeze mnie Ride ma znakomitą wagę 240 g oraz stalową głowicę. Gully różni się technicznym profilem głowicy oraz trigrestem w zestawie, co predestynuje go do łączenia narciarstwa z łatwym wspinaniem w lodzie. Istotna jest także kompaktowa długość 45 cm, dzięki czemu idealnie mieści się w obrysie plecaka, będąc jednocześnie wygodnym narzędziem do autoasekuracji w śniegu i lodzie. Do tego wszakże ma czekan służyć – do podpierania się mamy kijki. Wśród konkurencji warto zwrócić uwagę na modele Camp Corsa Nanotech (niestety cena zabija) lub CT Agile Plus (wersji z głowicą alu raczej bym unikał).

Petzl Ride na plecaku Black Diamond

Raki

W moim zestawie znajdują się raki aluminiowe – rozwiązanie przeznaczone na podejścia w terenie śnieżnym z małą ilością skały lub lodu. Model Kong Walk, dość stary ale umożliwiający używanie również w połączeniu z miękkimi butami, co jest przydatne np. na podejściu pod ścianę latem w Alpach. W temacie raków ostatnimi czasy również dokonała się mała rewolucja – wieloletnią dominację firmy Camp z ich aluminiowym modelem XLC 390 (390 g) zakończyło wprowadzenie kilku modeli firmy Petzl. Bardzo ciekawy jest model Irvis Hybrid, który łączy zalety raków stalowych z lekkością aluminiowych, do tego składają się one do pakunku wielkości pomarańczy. Patent z łącznikami na repach sprawdza się – nie ma obaw. Dodatkowo francuska firma poszła po rozum do głowy i obecnie większość ich raków ma możliwość modyfikowania systemu mocowania między koszykami a automatem i półautomatem.

Modularność i kompaktowość przy zachowaniu niskiej wagi to największe zalety modelu. Fot. popina.pl

Harszle

W Tatry obowiązkowy element wyposażenia. Szczęśliwie do wiązań ATK pasują także harszle firmy Dynafit, których dostępność jest bardzo dobra. Minusem takiej kombinacji jest to, że nie każda para pracuje tak dobrze jak powinna. Harszle do narty o szerokości 100 mm ważą ok. 100 g, w zestawie otrzymujemy zgrabny pokrowiec do którego można zmieścić jeszcze np. miniaturową apteczkę.

Kask

Na zdjęciu znajdziecie kask wspinaczkowy Salewa Vega. Jego podstawową zaletą w użytkowaniu na skiturach jest niska waga oraz znakomita wentylacja. Wśród kasków wspinaczkowych charakteryzuje się nowoczesną substancją tłumiącą: EPP. Nie ulega ona zniszczeniu w przypadku niewielkich uderzeń, dzięki czemu kask po takim zdarzeniu ciągle utrzymuje swoje właściwości ochronne. Alternatywnym rozwiązaniem wobec kasku wspinaczkowego jest kask zjazdowy (maksymalna ochrona, kiepska wentylacja – podejścia w nim nie należą do przyjemności, a często zdarza się że i na podejściu kask należy mieć na głowie) oraz tzw. kaski skiturowe. Stanowią one kompromis między lepszą ochroną m.in. potylicy a lekkością i wentylacją kasków wspinaczkowych. Warto rozejrzeć się za takim modelem, jeżeli zastanawiacie się nad nowym kaskiem.

Kask wspinaczkowy – lekki, wygodny, ale kosztem gorszej ochrony głowy.

Rękawy na foki

Wspaniała alternatywa wobec siatek – pozwala składać foki szybko i wygodnie, nawet w mocnym wietrze. Pomysł podpatrzony w rozwiązaniu firmy G3 Love Glove, w moim wykonaniu widoczne na filmie poniżej:

Gogle

Element obowiązkowy wyposażenia, niezależnie od celu wycieczki. W moim przypadku model Uvex Uvision, jednak optymalnym rozwiązaniem są gogle ze szkłami żółtymi lub pomarańczowymi. Zwykle używamy ich w kiepskich warunkach oświetleniowych, więc przyciemniane są mniej praktyczne. Niezależnie od gogli należy mieć ze sobą okulary przeciwsłoneczne. Oddziaływanie UV na oczy może być przyczyną bardzo nieprzyjemnych dolegliwości.

Latarka czołowa

Czołówkę powinniśmy mieć w plecaku praktycznie zawsze. Wycieczki mogą potoczyć się różnie, a nawet w kieszonkowych Beskidach trywialna awaria nart może spowodować konieczność działania po zmroku. Sprawdzą się już proste modele diodowe na baterie typu AAA, jednak za niewiele wyższe kwoty możemy dostać sprzęt o wiele mocniejszy, który pozwoli na oświetlenie terenu kilkadziesiąt metrów przed nami – a to z kolei da nam dużo większy komfort nocą. Kluczem jest zasilanie i tutaj przełom stanowiło wejście na rynek modeli zasilanych akumulatorami typu 18650. Akumulatory te wyglądają jak nieco wyrośnięte “paluszki”, dysponują sporo większą wydajnością, co przekłada się wprost na siłę latarki. Mój model to Nitecore HC-30, z tańszych można polecić latarki Skilhunt, z droższych modele firmy Fenix lub Zebra.

Apteczka

Jej skład jest kwestią bardzo subiektywną. Podstawowa zasada jest taka, że należy umieć się posługiwać tym, co w niej mamy. Kierujmy się więc zasadą doboru wyposażenia apteczki na podstawie własnych doświadczeń i wiedzy, czyli zacznijmy od kursu pierwszej pomocy w górach. Mogę powiedzieć, że podstawa to plaster z rolki i silne środki przeciwbólowe. Warto pamiętać także o kremie z filtrem UV i/lub sztyfcie do ust.

Mapa i kompas

Archaiczne narzędzia do nawigacji. Tak, ktoś jeszcze tego używa 🙂 Poza podstawowym zastosowaniem – czyli uzupełnieniem nawigacji przy pomocy urządzenia GPS – mapę papierową fajnie mieć do nauki topografii okolicy, w której się poruszamy. Nie wspominając o analizie terenu pod względem potencjalnego zagrożenia lawinowego.

Częsty problem w trakcie eksploracji beskidzkich rejonów – gdzie my właściwie jesteśmy?

Smartfon

Przenośny komputer wyposażony w mnóstwo aplikacji przydatnych w terenie. Od prognoz, komunikatów lawinowych i kamer, przez mapy cyfrowe i elektroniczne przewodniki, po aplikacje typu “Ratunek”. Aplikacje, które pomogą nam w działaniach skiturowych to także temat na dłuższy tekst. Pamiętajmy o wydajności akumulatorów w telefonach i zabezpieczeniu w postaci powerbanku i kabla.

Sprawdzenie topografii zjazdu przy dobrej pogodzie – smartfon sprawdza się idealnie.

Zegarek z GPS

Alternatywnie z ciśnieniowym altimetrem. W moim przypadku używany również do zapisywania śladów z wycieczek, więc wybór padł na model z GPS – stary, ale jary Garmin 310XT. Bateria wystarcza na 2-3 dni działania w terenie, stabilne oprogramowanie, prosta obsługa. Nowsze modele mają o wiele bardziej rozbudowane funkcje nawigacyjne, co też może być niebagatelną zaletą. Zwracajmy uwagę na wyposażenie zegarka w wysokościomierz oparty na barometrze, trzeba go kalibrować ale jest dokładniejszy niż ten z systemu GPS (w szczególności w żlebach).

Dobry patent na noszenie zegarka – na szelce plecaka. Dzięki temu termometr zachowuje funkcjonalność.

Termos

Nawadnianie to podstawa naszej wydajności fizycznej. Zimą, o ile nie działamy w bezpośredniej bliskości schronisk, jedyną metodą na zapewnienie ciepłego płynu jest termos. Od wielu lat używam modelu Thermos Ultimate Flask – nieco poniżej 400 g przy pojemności 900 ml (w modelu będącym obecnie w sprzedaży) to świetny wynik, do tego właściwości izolacyjne są na najwyższym poziomie.

Butelka

Wiosną lub na krótsze wyjścia możemy zastąpić termos (lub stosować dodatkowo) butelką albo bukłakiem na napoje. Takie rozwiązanie może być szczególnie atrakcyjne na treningi kondycyjne, gdy szkoda nam czasu na przerwy a nawodnienie jest bardzo ważne. Osobiście używam połączenia kieszeni Dynafit Alpine Bottle Holder z butelką Camelbak Eddy 0,6 l. Kluczowe jest to, aby dostęp do napoju był szybki – butelka ta ma rurkę sięgającą do dna, dzięki czemu nie trzeba jej wyciągać z kieszeni. Podobną funkcję może spełniać bukłak noszony w komorze plecaka. Aby napoje nie zamarzały nam w ustnikach, należy po każdym skorzystaniu wdmuchać powietrze do środka.

Patent z butelką ma swoje korzenie w rozwiązaniach stosowanych na zawodach. Na zdjęciu zawodnicy na starcie zjazdu w XXX Memoriale Jana Strzeleckiego, Rakoń.

Energia na czarną godzinę

Dwa batony albo czekolada schowane na dnie plecaka. Mimo tego, że staram się zwykle zabierać raczej więcej niż mniej jedzenia, co jakiś czas życie układa takie scenariusze że zdarza mi się korzystać z tego żelaznego zapasu.

Zapasowa tabliczka czekolady schowana głęboko w plecaku – dobre zabezpieczenie na czarną godzinę.

Plaster w rolce

W aptece znany jako plaster dzianinowy lub włókninowy. Rolka kosztuje kilka złotych a jego użyteczność warta jest wiele więcej. Nie tylko spełnia rolę jako artykuł pierwszej pomocy, ale także świetne narzędzie do naprawy wszelkich awarii sprzętu skiturowego jak np. złamane kijki czy nieklejące foki. Trzyma zimnego i wilgotnego podłoża dużo lepiej niż szara taśma zwana powszechnie power-tejpem lub duck-tejpem.

Opaski gumowe

Robocze zwane “sztrapsami na haczyk” – pierwszy raz spotkałem się z nimi w wykonaniu firmy Voile lub Black Diamond. Ostatnio pojawiły się także w wersji budżetowej w sieci sklepów Decathlon. Gumowe, elastyczne i mocne opaski zaciskowe sprawdzają się nie tylko do spięcia nart, ale także do mocowania czekana do kija na stromych zjazdach czy naprawy sprzętu.

Scyzoryk

Niewielki scyzoryk noszony w kieszeni biodrowej plecaka lub spodni. Służy nie tylko do doraźnych napraw (śrubokręt płaski i krzyżakowy!) ale przede wszystkim czyszczenia wiązań i insertów ze śniegu i lodu. Osobiście używam modelu Victorinox Waiter – korkociąg to ważny i często newralgiczny sprzęt 🙂

Rękawiczki

Zwykle mam ze sobą 3 pary: jedne podejściowe, jedne na zjazd i jedne zapasowe. Rękawiczki podejściowe w okresach zimniejszych używam nieco grubsze, ale bez membrany. Po zapoceniu dość szybko wysychają. Dobrze sprawdzają się np. Black Diamond Heavyweight Softshell Gloves lub Simondalpinistyczne skórzane“. Grube i wodoodporne rękawiczki na zjazd oraz trzecie, zapasowe to dość prosty temat – dowolny model rękawic do narciarstwa zjazdowego lub do wspinaczki zimowej (stanowiskowych).

Chusta wielofunkcyjna

Znana także jako “buff” – osłona szyi, twarzy, cieńsza alternatywa dla czapki. Jedna sztuka to konieczność, optymalnie dwie.

Kurtka typu primaloft

Ciepła kurtka na postoje i zjazd to ważny element wyposażenia. Nawet jeżeli jest ciepło, jedna dodatkowa warstwa odzieży izolacyjnej “na wszelki wypadek” powinna znaleźć się w plecaku. Mała, lekka (340 g!) kurtka z ociepliną syntetyczną Climashield Apex firmy Cumulus – model Climalite Full Zip – to z pewnością jeden z moich ulubionych elementów garderoby górskiej. Rewelacyjna waga względem właściwości izolacyjnych, zalety ociepliny syntetycznej (zapocenie i namoknięcie nie szkodzi tak jak puchowi) czynią z tej kurtki świetny ciuch na skitury.

Cumulus w akcji – na Baranich Rogach

Portfel

Z kartą kredytową w środku – bo nie jednemu zdarzyło się awaryjnie zjeżdżać daleko od miejsca startu, a zostać bez pieniędzy w takiej sytuacji to trochę głupia sprawa.

Aparat w pokrowcu

Najlepszy aparat to taki, który mamy pod ręką. Szczególnie w przypadku skiturów, gdzie często najlepsze kadry trwają sekundy. Łatwy dostęp do aparatu jest kluczowy, więc po pierwsze zdecydowałem się na mały i kompaktowy model bezlulsterkowy Sony A6000, po drugie noszę go w pokrowcu który mogę mocować na pasku lub szelkach plecaka i śmiało z nim zjeżdżać. Model pokrowca LowePro Dashpoint 30.

Czego na zdjęciu nie ma…

…a mam zwykle na sobie:
spodnie Dynafit Mercury – mają wszystko, czego wymagam od spodni skiturowych: lekko ocieplony materiał softshellowy (oczywiście bez membrany), wentylację, rozpinanie nogawki, kieszeń na telefon na udzie, rzepy w pasie (dzięki czemu obchodzę się bez paska).
koszulka merino Bergans of Norway. Najwyższej jakości wełna jest miła w dotyku i nawet po kilku dniach działania w górach nie śmierdzi.
– kalesony 3/4. Docięte z normalnych kalesonów nieznanej marki – pełna długość nam nie jest potrzebna, co więcej – nawet przeszkadza.
skarpety kompresyjne CEP. Sprawdzają się znakomicie jako skarpety na skitury, posiadając wszystkie wymagane cechy: są cienkie, śliskie, wysokie i dobrze dopasowane.
kurtka softshellowa Rab Scimitar. Dość ciężka, oczywiście bez membrany, z doskonałym kapturem. Świetnie się sprawdza w trudniejszych warunkach. Na cieplejsze dni i lepszą pogodę wystarczy lekka wiatrówka z kapturem.
ciepła czapka – taka, jaka akurat nawinie się w szafie.

Czy zawsze noszę to wszystko ze sobą? Oczywiście że nie! Nawet w Tatrach zdarza mi się rezygnować z plecaka lawinowego, raków i czekana, termosu etc. Zwykle podejmuję taką decyzję ad hoc, na krótkie wyjścia jak np. Kasprowy przez Goryczkową czy Grześ. Pakowanie się to sztuka kompromisów i zawsze będą pojawiały się dylematy co wziąć, a czego nie brać. Im Wasze doświadczenie w górach będzie większe, tym łatwiej będzie rezygnować z pewnych wygód, łatwiejsza też będzie ocena ryzyka jakie niesie ze sobą rezygnacja z zabrania np. raków. Dopóki sami do tego nie dojdziecie, lepiej nosić ten sprzęt w plecaku (nawet nie używając go przez kilka wycieczek) niż mieć świadomość że do wypadku doszło przez nasze lenistwo. Statystyki są nieubłagane i podejście “jakoś to będzie” kiedyś w końcu zakończy się tragicznie.

Artykuł został opublikowany w styczniu 2019 r. na moim blogu https://wertykalnie.eu/skituring-zawartosc-plecaka/.