Wiedza (nie)konieczna

Wiedza (nie)konieczna

Autoratownictwo

Na wszystko, co robimy w górach, składa się pewien katalog umiejętności i doświadczeń, które powoduje że działamy sprawniej, szybciej, bezpieczniej czy wygodniej. Od prostych, turystycznych umiejętności typu pakowanie plecaka czy planowanie trasy wycieczki, po patenty wspinaczkowe usprawniające organizację stanowiska w ścianie albo po prostu umiejętność jazdy na nartach. Tą wiedzę łączy jedno – pochodzi z doświadczenia, czynności “codziennych”, wielokrotnie powtarzanych w trakcie naszej działalności, bez których ona wydaje się niemożliwa. Ale co z tymi umiejętnościami, które nie są wykorzystywane na co dzień, niczym spoczywająca w plecaku apteczka?

Etyka i obowiązek

Apteczka to coś, co nosimy zawsze ze sobą z nadzieją, że nie będzie trzeba jej użyć. Podobne doświadczenia miałem z kurtką przeciwdeszczową, ale to temat na trochę inne opowiadanie. Bez apteczki, bez lawinowego ABC możemy swobodnie prowadzić działalność górską – statystycznie rzecz biorąc jest duża szansa, że nigdy nam się nie przydadzą! Jednak mamy z tyłu głowy świadomość, że te rzeczy warto mieć ze sobą. Nawet spacerując samotnie na nartach po Tatrach noszę ze sobą pełne ABC, nie darował bym sobie gdyby doszło przy mnie do wypadku, a ja byłbym akurat bez sprzętu. Góry są środowiskiem nieprzyjaznym człowiekowi, może dlatego etyka obowiązująca wśród ludzi gór, stworzyła swego rodzaju zobowiązanie do niesienia pomocy potrzebującym. Mamy obowiązki wobec przygodnych turystów, nie mówiąc o naszym partnerze wspinaczkowym. 

Sprzęt i wiedza

Stwierdzeniem oczywistym jest, że sprzęt to nie wszystko. Nie jestem specjalistą w zakresie szkolenia pierwszej pomocy, więc zwykłem kursantom odpowiadać na pytanie o skład apteczki: noś to, co będziesz umiał użyć. Może to podejście zbyt radykalne, ale chcę położyć ogromny nacisk na przeniesienie ciężaru uwagi ze sprzętu na wiedzę. Sprzęt lawinowy obecnie potrafi wiele zrobić za nas, o pierwszej pomocy każdy coś tam słyszał. We wspinaczce, umiejętności z zakresu ratownictwa partnerskiego coraz częściej zastępuje nam dobry zasięg telefonu i świetne służby ratunkowe (co niestety potwierdzają kroniki TOPR). Budując, później doskonaląc swoje umiejętności w tych obszarach, jesteśmy w stanie przyspieszyć akcję, prędzej opatrzyć rannego lub krócej narażać go na wychłodzenie. Niestety w sytuacjach skrajnych (a wypadki zwykle do takich należą) ta różnica może stanowić cienką, czerwoną linię między kolejną przygodą a wypadkiem. 

Moje kompetencje

Na pewno przychodzi Wam do głowy: to nic odkrywczego. Ja chcę zwrócić uwagę na konsekwencje tych przemyśleń, szczególnie w kontekście własnych doświadczeń i obserwacji. Dopóki nie zacząłem regularnie przygotowywać się do zajęć szkoleniowych, moja ścieżka edukacyjna była dosyć standardowa: kurs wspinaczki skalnej (autoratownictwo), kurs turystyki zimowej i lawinowy, szkolenie z pierwszej pomocy w korpo. Zaliczone. Żyłem w błogiej świadomości posiadania wszelkiej zdobytej tam wiedzy. Zderzenie z rzeczywistością nastąpiło (na szczęście) nie w sytuacji wypadkowej, ale przy okazji przygotowywania się do egzaminów instruktorskich. Podobnie bywa u większości znajomych, często bardzo doświadczonych wspinaczy czy skiturowców. Trwamy w przekonaniu, że raz nabyta wiedza zamyka temat. 

Presja

Musimy mieć świadomość, że ten moment kiedy umiejętności i sprzęt z kategorii awaryjnych będą naprawdę potrzebne, nie będzie komfortowy. Wypadki zwykle zdarzają się jako konsekwencja nałożenia  na siebie kilku nieszczęśliwych zbiegów okoliczności: popsuta czołówka, padnięty telefon, brak mapy w gps, szybsze niż spodziewane załamanie pogody. Potencjalne konsekwencje lub nagłe zdarzenie budują duże napięcie psychiczne. Działamy pod ogromną presją, w stresie, pod wpływem adrenaliny. Czas jest na wagę złota a błędy mogą kosztować bardzo wiele. 

Utrwalanie, czyli engramy

Poza sprzętem w plecaku, musimy mieć mocno utrwalone umiejętności działania w sytuacjach awaryjnych. Wykute na blachę, tak aby w skrajnych warunkach zadziałały nam wyuczone odruchy. Kluczem do tego jest powtarzanie i odświeżanie wiedzy, inaczej mówiąc regularne treningi obejmujące właśnie ten obszar, którego w normalnej działalności górskiej nie wykorzystujemy. Zacznijmy od tego, aby zadać sobie pytanie i spróbować na nie uczciwie odpowiedzieć: czy w hipotetycznej sytuacji (dla wspinaczy weźmy na przykład odpadnięcie partnera idącego na drugiego, w wyniku którego jest nieprzytomny – jesteśmy na trzecim wyciągu) będziemy w stanie wyobrazić sobie krok po kroku procedurę, którą musimy przeprowadzić? Czy będę w stanie sprawnie pomóc partnerowi w razie potencjalnego wypadku? Jeżeli nie, to czy na pewno powinienem podejmować to przedsięwzięcie? 

Samokształcenie

Najprostszą i najłatwiej dostępną ścieżką utrwalania takich umiejętności jest samodzielny trening: umawiamy się ze znajomymi i ćwiczymy to, czego kiedyś nauczyliśmy się na kursie. Kluczem do sukcesu w samodzielnym treningu jest motywacja i dyscyplina – aby zaplanować to, że przykładowo przed każdym sezonem zimowym przeznaczamy dzień na utrwalanie procedur akcji ratunkowej na lawinisku. Podobnie w przypadku autoratownictwa czy pierwszej pomocy. Mam świadomość tego, że poświęcenie jednego dnia w górach bywa trudne, ale z drugiej strony: czy wybaczymy sobie, jeżeli w krytycznej sytuacji popełnimy błąd w podstawowej procedurze? Ile jesteśmy w stanie poświęcić, by mieć pewność że możemy się nazwać odpowiedzialnym partnerem

Szkolenia (uwaga reklama!)

Nie byłbym instruktorem, gdybym nie wspomniał o zorganizowanych szkoleniach. Chcę jednak zwrócić uwagę że poza kursami podstawowymi, na których przekazywany jest cały zakres wiedzy z interesującego nas tematu, można również uczestniczyć w zajęciach, których celem jest odświeżenie i utrwalenie wiedzy. Mam świadomość tego, że nie są tak popularne jak kursy podstawowe (wspinaczki skalnej czy lawinowy), a szkoda. Stąd też nasze propozycje: doszkalania z zakresu autoratownictwa treningi lawinowe